Tych, w samym mieście, było kiedyś wiele, jednak wraz z rozwojem industrializacji wiele z nich przeniosło się na ląd. W mieście i jego okolicach pozostało jednak kilka, które oferują różny poziom „skażenia” turystyką oraz dostęp do niespotykanych nigdzie indziej wrażeń.
Nam w mieście i okolicy udało się zidentyfikować pięć tego typu obiektów, jednak z uwagi na ograniczenie czasowe byliśmy tylko w jednym. Wybór nie był lekki, bo w szranki stanęły:
Najbardziej znany, oddalony o ok. 100 km od Bangkoku. Niestety też najbardziej turystyczny.
Drugi najczęściej odwiedzany i często opisywany jako bardzo autentyczny z uwagi na drewniane domki, dużą liczbę łodzi i wg wielu osób raczej zatłoczony. Oddalony o 90 km od Bangkoku, a po drodze do niego można zahaczyć o railway market.
Ulokowany zaledwie 12 km od downtown, ale podobno brakuje mu klimatu.
Niektórzy uważają, że jest zbyt mały, by nazywać to miejsce marketem, ale z drugiej strony mówi się o tym, że spotkasz tam niewielu turystów. Znajduje się bardzo blisko Talin Chan.
Znajdziecie go jakieś 20 km na południe od Bangkoku, ale dosyć ciężko dostać się tam inaczej niż taksówkami. Wyczytałam, że rzeka, na której się znajduje wraz z otoczeniem, jest rezerwatem przyrody i obszar ten charakteryzuje się wysoką dbałością o naturalne środowisko.
Z tych miejsc zdecydowaliśmy wybrać się ten, który pozwolił nam na skorzystanie z jak największej liczby atrakcji, dlatego udaliśmy się na Amphawa Floating Market. Żeby dojechać do miejsca docelowego musieliśmy:
Niby nie brzmi to, jak wielkie wyzwanie, ale jednak docelowo okazało się, że kosztowało nas to trochę pracy. Wyjechaliśmy z naszego lokum o 10, na miejsce dotarliśmy około 16, kiedy zaczynało się ściemniać. I niestety nie załapaliśmy się na przejazd pociągu przez Railway market w Mae Klong, (spóźniliśmy się o kilka minut). No szkoda. Ale widok zapalających się światełek na pływającym markecie w Amphawa całkowicie mi to zrekompensował (oraz pyszne i autentyczne jedzenie).
Nam niestety nie udało się dotrzeć na czas, by podziwiać widok przejeżdżającego pociągu w czasie marketu „na torach”, ale jeśli lepiej niż my zaplanujecie swoją podróż do Amphawa Floating Market, to macie szansę załapać się na Mae Klong Railway Market. Jest to największy w Tajlandii targ owoców morza, a ilekroć pociąg zbliża się do krawędzi targowiska, wszystkie stoiska zostają w błyskawicznym tempie usunięte z trasy i wracają po tym, jak tylko kolej opuści strefę stacji. Musicie tylko przed wyjazdem dokładnie sprawdzić godziny, kiedy pociąg przejeżdża przez stację, mi udało się znaleźć jedynie takie informacje: „Pociągi przyjeżdżają na dworzec Maeklong o 8:30, 11:10, 14:30, 17:40 i odjeżdżają ze stacji o 6:20, 9:00, 11:30 i 15:30”, co zgadza się z grubsza z moimi doświadczeniami.
To największy market w Tajlandii, który jednocześnie jest rynkiem wyłącznie weekendowym. Znajdziecie tam ok 15 tysięcy stoisk i blisko 12 tysięcy sprzedawców. W czasie weekendu odwiedza go mniej więcej 200 tysięcy osób, którzy mogą kupić… wszystko.
Otwarto go w 1942 roku. Zrządzeniem losu i niekorzystnej administracji ekonomicznej wydarzyło się tak, że w pewnym momencie (w 1983 roku) wszyscy sprzedawcy przenieśli się w to miejsce. Z okazji 60. urodzin *bezkrytycznie uwielbianego przez Tajów Króla Bhumibola Aduleyadeja wzniesiono na Chatuchaku charakterystyczną więżę zegarową, która jest także punktem spotkań oraz orientacyjnym w tej wielkiej przestrzeni „tego i owego”.
Koszt wynajęcia stoiska jest niewielki w stosunku do kwot zarabianych przez kupców w tym miejscu, dlatego handel na Chatuchak wciąż kwitnie. Jednak uprzedzam lojalnie, idąc tam, musicie wziąć ze sobą dużo płynów, bo pod blaszanym zadaszeniem targowiska panuje niemiłosierny skwar.
Co polecam kupić:
Kupicie tam zrobioną z odpadów figurę Predatora (realnych rozmiarów) i bohaterów serii Transformers (trochę pomniejszonych), kasety Backstreet boys, ubrania różnego rodzaju, zabawki dla dzieci, dla zwierząt i… targ zwierząt, na którym podobno rozwija się też nielegalny handel zagrożonymi gatunkami (głównie ptakami), ale tego nie widziałam na własne oczy.
Pak Khlong Talad, bo o nim mowa to najstarszy market kwiatowy w Bangkoku, znajdujący się nad rzeką Chao Phraya. Raczej nie sądzę, byście kupili tam coś dla siebie (chyba, że owoce), ale sam fakt zobaczenia tylu egzotycznych gatunków kwiatów, jest całkiem fajną opcją. Miejsce to znajduje się rzut kamieniem od Pałacu Królewskiego, nad rzeką, więc można zrobić „hop – on, hop – off” w drodze do lub z (można na niego trafić bezpośrednio, wysiadając z tramwaju rzecznego) pałacu.
To jak, kto wpada na zakupy do Bangkoku?
PS. A jeśli markety to nie wasz żywioł, to polecam, co warto zobaczyć w Bangkoku! A w kwestiach jedzenia zapraszam do przewodnika po tajskiej kuchni.
Dodaj komentarz