Długo zbierałam się do przeczytania tej książki. Podejścia miałam dwa. Dwukrotnie ją zarzuciłam, bo wydawała mi się zbyt trudna i bolesna. “Głód” Martina Caparrosa to reportaż totalny na temat głodu na świecie.
Autor książki to wybitny pisarz i dziennikarz, pochodzący z Argentyny, z której uciekł w czasie niepokoju. Myślę, że jest bardziej europejski, niż jemu samemu się wydaje. By zbudować tę ponad 700-stronicową historię Caparros wyrusza do kilku krajów: Sudanu Południowego, Indii, Bangladeszu, Madagaskaru czy Nigru, ale także do tych bardziej zamożnych: Argentyny i Stanów Zjednoczonych, próbując znaleźć wyjaśnienie na to, jak to możliwe, że dzieją się takie rzeczy…
Czym jest głód?
Od próby znalezienia odpowiedzi na to pytanie zaczyna się cała historia, która przeprowadzi nas przez dramatyczne i obdzierające ze złudzeń historie “bohaterów” (ludzi skrajnie niedożywionych), którzy pytani o to, jakie jest ich największe marzenie w życiu, śnią tylko o tym, by mieć krowę i już nigdy więcej nie martwić się o jedzenie. Mogą mieć wszystko, ale ich szczytem marzeń jest krowa. Caparros w brutalny sposób pokazuje, jak niedożywienie wpływa na to jak myślimy, jak działamy, jak pracuje nasz mózg. Jak w praktyce wygląda piramida Maslowa, czyli, że kiedy jesteśmy głodni, to nasza jedyną potrzebą i celem w życiu jest zaspokojenie tego głodu – książkami się nie najemy, wszak.
Autor próbuje wyjaśnić czytelnikowi, że głód to nie tylko sytuacja permanentnego braku jedzenia, ale to sytuacja, w której występuje skrajne niedożywienie. Czyli kiedy człowiek nie może zaspokoić swoich minimalnych potrzeb żywieniowych, tzn. spożywać przynajmniej 2200 kilokalorii dziennie. Mówi też o drugiej sytuacji, kiedy głód objawia się w inny sposób. Jak np. w Stanach Zjednoczonych, czy w RPA – gdzie jest całe mnóstwo ludzi otyłych. Ponieważ jedzenie jest drogie muszą spożywać żywność wysokoprzetworzoną, złej jakości, która niszczy ich organizm, jest źle zbilansowana, tłusta. Żeby być najedzonym i zdrowym – trzeba być bogatym.
W końcu Caparros mówi o tym, że sam głód nie jest przyczyną śmierci głodowej. Znacznie więcej ludzi umiera z przyczyn jemu towarzyszących. Na przykład infekcji oskrzeli, wirusów, pasożytów jamy ustnej i przewodu pokarmowego, utraty masy mięśniowej. W efekcie tych powikłań ludzie wysychają, ich skóra pęka i nie są w stanie nawet sami się zabić, bo nie mają już siły na nic.
Słowa plemienia
Pisarz wielokrotnie, chcąc zakończyć trudne i nie mogące się wyklarować wątki kończy je tzw. “słowami plemienia”, to urywki rozmów, w których ludzie mają różne zdanie na temat kryzysu głodu na świecie.
Są to zdania mieszkańców tzw. “globalnej północy”. Ludzi, którzy mają co jeść, którzy nie cierpią głodu. Z jednej strony przejmują się problemem, ale z drugiej rozkładają ręce i mówią: “jak mamy pomóc”. Książka ta cynicznie podchodzi do działań organizacji międzynarodowych, w tym ONZ, które podają pewne statystyki tylko po to, by chwilę później zmienić metodę obliczania liczby niedożywionych. W zasadzie cała ta pozycja jest jednym wielkim cynicznym spojrzeniem na ludzkość i tzw. humanitarność.
Dlaczego warto przeczytać tę książkę?
Przede wszystkim to nie jest książka napisana dla lansu. Autor tak często krytykuje nas samych, siebie, swoich bohaterów, jak i wymierza ostre słowa w stronę największych mocarstw na świecie: Chin czy Stanów Zjednoczonych. Pokazuje raporty i dane im zaprzeczające. Zmusza do myślenia i samodzielnego szukania przyczyn głębiej, stara się dowiedzieć, czy da się wygrać z biedą na świecie. Z tej książki dowiecie się ile wyprodukowanego pokarmu trzeba zniszczyć, by móc wydobywać więcej ropy. Albo, że do wyprodukowania 1 kalorii wołowiny trzeba zużyć 10 kalorii pochodzących z roślin. Że jeden dobrze odżywiony, jedzący mięso człowiek zagarnia pożywienie, którym można obdzielić 5-10 osób w tym samym czasie. Że 60% wszystkich ludzi cierpiących głód na świecie to kobiety i dzieci. Statystycznie w trakcie, kiedy będziesz czytać “Głód”, umrze z bezpośredniej konsekwencji skrajnego niedożywienia około 8 tysięcy osób.