Na tej wyspie, nie przesadzam, byłam około 10 razy. Bornholm to wyjątkowe miejsce na mapie Europy, które na zawsze będzie pierwszym obcym lądem, do którego dopłynęłam na jachcie. Jednak, jeśli nie masz własnej łodzi, to możesz po prostu popłynąć tam jednym ze statków rejsowych.
Z Polski najpopularniejsze połączenia promowe na Bornholm odbywają się z Kołobrzegu i Świnoujścia. Stamtąd mamy też dwie drogi przybycia do wyspy: stolicy Rønne i mniejszego Nexø. Bilet w dwie strony z powrotem tego samego dnia kosztuje 360 zł, natomiast jeśli chcielibyśmy posiedzieć trochę na wyspie to zapłacimy dwa razy po 197 zł. Uważam, że ceny są dość wysokie, ale nie zaporowe.

Przejedź Bornholm na dwóch kółkach
To raj dla motocyklistów i rowerzystów. Szczególnie wyspę umiłowali sobie kolarze. Przewóz roweru jest darmowy (przynajmniej u tego operatora), nie jestem pewna, jak się ma sprawa z motocyklem, ale za auto zapłacimy jakieś 300-400 zł. Na miejscu jest bardzo bogata baza miejsc kempingowych. Te jednak nie należą do najtańszych i trzeba założyć od 600 do 1000 zł za tydzień (jak dobrze poszukacie i poza sezonem, to na pewno da się taniej). Rowery można wypożyczyć także za miejscu.
Bornholm najlepiej odwiedzić jesienią
Wyspa zbudowana jest z w ⅔ z granitu, który jako materiał ma pewną szczególną cechę – bardzo długo oddaje ciepło. Spotkałam się nawet kiedyś z określeniem “Majorka Północy” i chyba faktycznie coś w tym jest. Polecam jechać na Bornholm jesienią (koniec września, październik), kiedy granit zaczyna oddawać swoje ciepło. Ceny wtedy są znacznie niższe, ale wciąż jest przyjemnie. W listopadzie kończy się sezon rejsowy i pływa tam znacznie mniej komercyjnych promów. Nie mniej myślę, że przy dobrej pogodzie wciąż może być przyjemnie, choć nigdy nie byłam tam tak późno w roku.

Jak zwiedzać Bornholm?
Jeżeli wybieracie się na jednodniową wycieczkę, to wielu operatorów rejsów organizuje także przejazdy autokarowe przez wyspę. Odwiedzicie wówczas przynajmniej jeden rotundowy kościółek, twierdzę Hammershus, przystań Hammerhavn, Jons Kapel, wiatraki i możliwe, że Svaneke na tradycyjny browar, albo wędzarnię w Hasle. Zabiorą was do restauracji na Sol over Gudhjem (bornholmski śledź), albo na lody z mleka bornholmskich krów (najlepsze jakie w życiu jadłam).
Na rowerze dookoła wyspy, dzień pierwszy
Bardzo kibicuję zwiedzaniu Bornholmu na dwóch kółkach.
Zaczynając podróż od Rønne, kierujecie się na północ w stronę wędzarni w Hasle. Przejazd tam rowerem zajmie maksymalnie 40 min. Szlaki rowerowe na wyspie są bardzo dobrze oznakowane, także nikt nie powinien mieć z nimi problemu. W Hasel możecie udać się na pyszną rybę oraz do Muzeum Połowów (jeśli macie za dużo czasu).
Piwko w Svaneke Kościół rotundowy Ny Kirke Sol over Gudhjem Hammershus, Bornholm
Następny odcinek to ten, który przejedziecie od Hasel do Hammershus – ten kawałek jest bardziej wymagający, zdarzają się naprawdę trudne podjazdy. Warto po drodze odbić do Jons Kapel – czyli “kaplicy mnicha Jona”, który na wysokiej, granitowej skale miał nawracać mieszkańców wyspy. Całość trasy do ruin twierdzy to około godziny jazdy. Pozostałości Hammershus zwiedzicie dosyć szybko. Stamtąd proponuję udać się do Hammerhavn na kawę, a później do położonej nieopodal latarni morskiej Hammeren Fyr – to także darmowa atrakcja. Jeśli na dzisiaj to wystarczy, można poszukać jednego z wielu kempingów i rozbić namiot. Poza sezonem słyszałam o cenach w wysokości 30/40 koron za nocleg.
Bornholm – wschodnie wybrzeże, dzień drugi
Następnego dnia będziecie zmierzać już na południe, ale dzień zaczniecie od zobaczenia latarni wysuniętej najdalej na północ – Hammerodde Fyr. Stamtąd prościutko na słonecznego śledzia – Sol over Gudhjem, najsłynniejsze danie regionu (w miejscowości Gudhjem). Kawałek dalej w Svaneke warzą lokalne piwo. Jeśli interesują was melhiry, czyli kamienie kultowe, polecam zjechać rowerem w stronę Louisenlund. Później drogą powrotną do Svaneke. Można szukać noclegu, jeśli czujecie w kościach, że wyprawa dała wam o sobie znać. Jeśli nie, to można pojechać dalej w stronę Ȃrsdale, gdzie znajdziecie słynne bornholmskie wiatraki. Stamtąd już tylko 20 minut jazdy dzieli was od Nexø, a co za tym idzie – noclegu. Możecie też przejechać się kawałek dalej w stronę Bodilsker, gdzie znajdziecie kolejne kamienie kultu.
Południe wyspy i tajemniczy las, dzień trzeci
Ostatni odcinek, to trasa dzięki której zahaczycie o 2 z 4 zachowanych kościołów rotundowych. Z Bodilsker, tym razem nie wzdłuż wybrzeża, jedźcie w stronę Paradisbakkerne – to bardzo ciekawie ukształtowany teren, który powstał w wyniku działań lodowca. Rowery należy tu raczej przypiąć i zwiedzić park na własnych nogach. Stamtąd warto zapuścić się w Almindingen – największy kompleks leśny i jeziorny na wyspie. Znajdziecie tam też Dolinę Echa – warto przetestować jej możliwości soniczne. Dalej drogą do kościoła rotundowego w Nylars, a z niego do (chyba) najbardziej znanego Ny Kirke. Później powrót do Rønne. W zależności od czasu – możecie tego dnia wracać lub zostać na jeszcze jedną noc na wyspie.
Praktyczne informacje
Niektórzy rozkładają objeżdżanie wyspy na tydzień – i ma to znacznie więcej sensu niż takie 4 dniowe przejechanie jej, jak wam tutaj proponuję. Jednak w kontekście długiego weekendu – zobaczycie wystarczająco dużo. Odradzam zwiedzanie muzeów, które są horrendalnie drogie. Zachęcam także do zrobienia zakupów żywnościowych w Polsce, dzięki czemu oszczędzicie na śniadaniach i kolacjach, choć oczywiście będzie trzeba to całe jedzenie ze sobą wozić na rowerach.