Odpowiedzialne podróże z uwagi na konteksty społeczne

To jest blog o tym jak podróżować odpowiedzialnie. Jak zwracać uwagę na różne aspekty podróży, aby stały się one bardziej zrównoważone.

W kółko kręcę się wokół takich pojęć jak: niesprawiedliwość ekonomiczna, wyzysk, ingerencja w naturalne środowisko, brak odpowiedzialności w podróży. Podróżuj odpowiedzialnie – czyli właściwie jak?

Postanowiłam podzielić temat odpowiedzialnego podróżowania na kilka grup:

  1. Odpowiedzialność społeczna (w znaczeniu ekonomicznym, kulturowym),
  2. Kwestie ekologiczne i środowisko (w znaczeniu środowiskowym, ochrony naturalnego krajobrazu i natury),
  3. Jak zadbać o siebie w czasie podróży? (tu będzie o ubezpieczeniach między innymi).

Odpowiedzialność w znaczeniu ekonomicznym

W tym tekście zajmę się pierwszym z wymienionych rodzajów, czyli odpowiedzialnością społeczną. Trochę boję się o tym pisać, bo poruszę tutaj wątki, z którymi samej zdarzało mi się być na bakier (nieświadomie). Jednak od pewnego czasu moja świadomość społeczna bardzo rośnie i nie wyobrażam sobie już robienia pewnych rzeczy, które dawniej nie sprawiłyby mi problemu. I nie mówię, że teraz robię wszystko idealnie, myślę że wciąż o wielu kwestiach nie wiem. Więc jeśli chcesz wejść w polemikę, wyprowadzić mnie z błędu – to ja zapraszam i chętnie dowiem się, co robię nie tak. Podróżuj odpowiedzialnie – nie tylko Ty, ale i przekazuj dobrą wieść innym, jak to robić.

Neokolonializm

Jesteśmy kolonizatorami. Ja, ty, Niemiec i Amerykanin. Brytyjczyk zwłaszcza. Wszyscy razem popełniamy setki tysięcy błędów w krajach o słabszej pozycji gospodarczej. Pozwala nam nasza przewaga ekonomiczna. Wiele osób teraz krzyknie – jaka przewaga? Ale smutna prawda jest taka, że jesteśmy bogaci. Polska jest bogatym krajem, obywatele mają dużo pieniędzy. Jeżeli stać nas na wyrzucanie przeterminowanego jedzenia to możemy pozwolić sobie na więcej niż mieszkańcy dotkniętych głodem regionów Afryki czy Azji środkowej. Jesteśmy kurna bogaci i już. To, że nie stać cię na nowego iPhone’a nie oznacza, że jesteś biedny tylko, że wydajesz za dużo kasy na pierdoły, albo za mało pracujesz. Owszem, są też biedni ludzie w Polsce czy nawet na Wyspach Brytyjskich, ale nadal… nam wszystkim żyje się lepiej.

My, bogaci ludzie jeździmy do biednych krajów, gdzie inwestujemy naszą kasę w europejskie/amerykańskie/australijskie biznesy, z których dochód przeznaczany jest dla potentatów turystycznych z państw rozwiniętych.

Pojęcie neokolonializmu ukuł w 1965 Kwame Nkrumah ideolog marksistowskiego panafrykanizmu i polityk ghanijski. W swojej książce „Neokolonializm, ostatnie stadium imperializmu” stwierdził on, że „[…] Głównym skutkiem owego neokolonializmu jest to, że obcy kapitał częściej eksploatuje słabiej rozwinięte części świata, aniżeli pomaga im w rozwoju. Inwestycje neokolonialne są czynnikiem zwiększającym, a nie pomniejszającym przepaść pomiędzy bogatymi i biednymi krajami”.

I nie sposób nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Mamy bowiem do czynienia nie z aneksją kraju, brutalnym podporządkowaniem sobie ludności i rządu, a z bardzo subtelnymi, wręcz intryganckimi metodami przejmowania władzy. Mamy niepodległe kraje i rządy sterowane największą siłą świata – pieniędzmi.

Jaki ma z tym związek Dominika Kulczyk?

Jakiś czas temu na plakatach w całej Polsce powiewała uśmiechnięta twarz Dominiki Kulczyk, która poleciała do Afryki pomagać (cholera wie, w czym). W sumie do mojej świadomości przebiła się tylko gównoburza poświęcona temu, że magnatka zapozowała z czarnoskórym dzieckiem. I wylał się na nią kałszkwał. I jakie to jest złe wizerunkowo. Pojawiły się nawet hasła określające bogaczkę „białą kolonizatorką”. I w takich sytuacjach okazuje się, że pomaganie jest złe.

Dlaczego? Ano dlatego, że oskarżono Panią Kulczyk o to, że wykorzystuje tragedię jednych do tego, by promować swoją osobę jako filantropkę. I teraz nawet jeśli bohaterka “Efektu Domina” faktycznie jest taką dobroduszną osobą, poświęcającą swoje życie, by pomóc biednym mieszkańcom Afryki to niestety PR-owo w ogóle tego nie widać.

O ten plakat z promocji dokumentu “Efekt Domina”. Typowo PRowe działanie.

Po rozmowach z wieloma znajomymi Afrykańczykami czy mieszkańcami tymczasowymi Afryki wiem jedno – biały człowiek, gdzie się pojawia, przynosi ból, cierpienie i wojny. Nikt nas tam wcale nie chce. Wielu ludziom wydaje się, że Europejczycy dużo dali Afryce czy Azji. I pewnie na poziomie dóbr materialnych, systemów filozoficznych mają rację, ale zastanówmy się nad jednym podstawowym zagadnieniem…

… po co my, uprzywilejowani mieszkańcy Europy DZISIAJ jeździmy do Afryki?

No bo na pewno nie po to, co tam przywieźliśmy (wojny, sztuczne państwa, broń), a po to, co było tam zawsze – aby oglądać dzikie zwierzęta, piękno natury, najpiękniejsze plaże świata i cudowną tubylczą ludność.

I tutaj idealnie wpisuje się zdanie, które jakiś czas temu napisała do mnie znajoma, a które usłyszała od koleżanki z Rwandy: “My od Was niczego nie chcemy, po prostu nas zostawcie i dajcie nam żyć. My sobie poradzimy“. I jak tu się nie zgodzić?

Hotele

W Afryce, Azji czy Ameryce Środkowej i Południowej istnieje całe mnóstwo drogich, luksusowych hoteli. A w czyich rękach spoczywa jednak związany z tymi inwestycjami kapitał? W zdecydowanej większości mamy do czynienia z firmami hotelarskimi z Europy czy Ameryki.

Wakacje w Zanzibarze? Piękne plaże Tajlandii? Wypoczynek na Bali? Wszędzie piętrzą się nikomu niepotrzebne, opływające w luksusy hotele. I zaraz odezwie się jakiś mądry kapitalista i mi powie, że ten hotel stworzył miejsca pracy. W tym momencie powinnam zacząć kwilić z rozpaczy, że pokonał mnie pierwszy lepszy argument. Ale odpowiem ci tak, szanowny kapitalisto: twoje założenie, że to miejsce pracy, by nie powstało prędzej czy później nakładem lokalnego finansowania jest durne. Kiedy mówię “podróżuj odpowiedzialnie”, to chodzi mi o to byśmy zwracali uwagę na niuanse, które są troche dalsze niż koniec naszego nosa.

Inna kwestia to, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy pojęcie wyzysku ekonomicznego i czegoś, co można nazwać współczesnym niewolnictwem. Czy faktycznie wynagradzaniem finansowym za wykonaną pracę, ale nie takim, jakie w Europie (nawet w Grecji!), ktokolwiek nazwałby godziwym.

Mówię “podróżuj odpowiedzialnie” cały czas. Jak zatem jako osoba podróżująca, walczyć z nierównością ekonomiczną? Odpowiedź jest taka, że jest to trudne. Planowanie wyjazdu zajmie ci dwa razy więcej czasu (jak nie trzy), będzie okupione frustracją, będziesz mieć dość. Zaczniesz kwestionować sens tego działania. Uznasz, że to wszystko wina Tuska. Być może stwierdzisz, że lepiej pojechać nad jedyne słuszne, bo polskie morze. Jeżeli zostanie w tobie wola walki, to będę szalenie szczęśliwa.

Marina By The Bay
Marina by the Bay

Rezerwuj noclegi od lokalnych właścicieli

Okej. Szansa, że trafi ci się 5-gwiazdkowy hotel o wszystkich dostępnych udogodnieniach świata, jest mniejsza. Nie mniej prawie każde państwo i większość rynków świata posiada własne strony internetowe poświęcone lokalnym miejscom noclegowym.

Widziałam takie witryny zrzeszające właścicieli apartamentów czy hosteli/hoteli i pensjonatów w Izraelu, Jordanii czy Tajlandii, więc stawiam żołędzie przeciw kasztanom, że są takie w innych krajach. Koleżanka opowiadała mi, że na terenie północnej Afryki (a na pewno w Maroku) z łatwością znajdziecie apartamenty typu riad prowadzone przez miejscowe rodziny (w cenach lepszych niż hotel, dostaniecie tam też pyszne tradycyjne jedzenie i zagłębicie się w kulturę).

Takie miejsca zbliżają do tradycji i kultury danego miejsca znacznie bardziej niż hotele typu All In. I założę się, że też w kurortowym Egipcie takie znajdziesz.  Dodatkowo wiele z tych miejsc znajdziesz też na ogólnych wyszukiwarkach takich jak booking, hostelworld czy innych. Przykład z życia, w Maroku, hotelu Westpoint doba kosztuje 250 Euro, a średnie miesięczne wynagrodzenie szeregowego afrykańskiego pracownika w tym obiekcie wynosi 150 Euro. WTF?

Oczywiście pomysł szukania „właścicielskich” noclegowni upada, gdy strzela wam do głowy pojechanie do kraju, takiego jak Korea Północna, Chiny czy Kuba (i wiele, wiele fasadowych demokracji). Nieważne jak bardzo się postarasz, będziesz w jakimś stopniu finansować reżim. Sprawa jest prosta. Albo tam nie jedziecie, albo znajdujecie w swoim sumieniu miejsce na takie działanie, a następnie próbujecie to jakoś zrekompensować – jak? Sama jeszcze na to nie wpadłam.

Restauracje

Z restauracjami jest zwykle łatwiej niż z hotelami. W większości prowadzą je tubylcy. Zwłaszcza kiedy mówimy o tradycyjnej kuchni. Warto chodzić do takich miejsc. Jeżeli jednak na twojej liście pojawi się chęć odwiedzenia bardzo ekskluzywnego miejsca, w którym jadają tylko biali to YA KNOW. To nikomu nie służy. Jedzenie może być tam najpyszniejsze, ale kasa idzie do jakiegoś Trumpa 2.0.

Jeżeli masz problem ze znalezieniem takiego miejsca, to zapytaj w swoim pensjonacie lub na ulicy. Często zostaniesz niemalże zaprowadzony na zaplecze, przedstawiony kucharce lub kucharzowi. Dostaniesz najlepsze jedzenie świata. Obiecuję, wystarczy poświęcić chwilę czasu.

Jedz u lokalnych kucharzy, korzystaj z kuchni typu regionalnego, skuś się na street food. Z doświadczenia wiem, że nigdy (zwłaszcza w Azji) nie wygląda to pięknie, ale jedzenie zabija wszystkie troski. Zostaw po skorzystaniu z takiego miejsca opinie na Google lub Trip Advisor. Rekomendowanie dobrych miejsc to też element świadomego podróżowania.

Amphawa market
Jedzenie na pływającym targu w Bangkoku

Pamiątki

Znam bardzo niewiele osób, które potrafią oprzeć się presji kupienia sobie pamiątki z wyjazdu. W moim przypadku (chwalcie mnie teraz) zawsze były to regionalne produkty. Jestem ogromnym łakomczuchem,  więc nabywanie lokalnych produktów spożywczych jest dla mnie niemal rytuałem.Nie każdy jednak posiada takie zamiłowanie (chociaż nie wiem jak to możliwe).

Wiele osób z podróży kupuje sobie rzeczy produkowane w… Bangladeszu lub w Chinach. I, o ile są w podróży w Chinach lub Bangladeszu, to nie ma w tym nic złego. Inaczej jest, kiedy zwiedzają Stany Zjednoczone, Norwegię, albo Izrael, wówczas pamiątka z etykietką „made in china” ma tyle samo sensu co pierwsza książka Doroty Masłowskiej. Podróżuj odpowiedzialnie, kupuj lokalnie.

Spróbujmy kolekcjonować wspomnienia
W każdą stronę – podróżuj odpowiedzialnie

Uszyj sobie garnitur lub sari

Przede wszystkim nie w marketach i nie w Chinatown. W Afryce szukajcie targowisk, souqków, zapytajcie, gdzie swoje tradycyjne odzienie kupują miejscowi. Na temat Azji, to co napiszę, będzie dziwne. Wiele osób narzeka na panujące w Wietnamie, Indiach czy Tajlandii scamy polegające na obwożeniu turystów po sklepach.

I w momencie, kiedy mowa o biżuterii to zazwyczaj faktycznie ich jakość jest niska, ale panom zwłaszcza polecam zrobić sobie garnitur szyty na miarę (tylko sprawdźcie najpierw opinie o tym krawcu!). Możecie także trafić do szwalni chust czy miejsc, gdzie produkuje się herbaty. To wszystko w 90% ma realną wartość, regionalny sznyt lub smak. Wszędzie znajdziesz lokalnych producentów, czasami zajmie to po prostu więcej czasu, ale zapewniam, że warto!

Czasami fajną pamiątką z podróży jest kurs, np. gotowania. Widziałam takie oferty w Jordanii czy Tajlandii. Jeśli nie chcesz nauczyć się gotować ciekawych rzeczy, to poszukaj innego warsztatu: surferskiego czy garncarstwa. Podróżuj odpowiedzialnie, działaj lokalnie.

Rzecz o podróbkach

Wiesz, dlaczego w Azji jest tak wiele podróbek? Ano dlatego, że w większości krajów nie ma wypracowanej polityki przeciwko takim działaniom. Wielu z nich jest to na rękę (Chiny), a część się tym zwyczajnie nie przejmuje. Pamiętajcie jednak, że podróbki z samej swojej genezy są złe:

  • udają coś, czym nie są,
  • ktoś najczęściej musiał „wykraść” metodę/wzór/sposób produkcji,
  • zalewają rynek niepotrzebnymi tonami plastiku,
  • okradają z własności intelektualnej twórcę produktu/receptury czy wstaw dowolne.

Dlatego będąc w dowolnym azjatyckim Chinatown, ogranicz się do „zwiedzenia” takiego miejsca, ale nie kupuj tam nic. Bo jeżeli kupisz tam „oryginalną” torebkę swojego ukochanego projektanta, to właśnie w ten sposób właśnie jego okradasz.

Biuro podróży

To jest temat rzeka. Wyjazd z biurem podróży dla wielu osób jest najwygodniejszy i często najbezpieczniejszy. Ale trzeba wziąć poprawkę na to, że biuro podróży o ile nie jest to zapalona grupka miłośników CSR w turystyce to… będzie miało w nosie wszystko to, o czym napisałam powyżej. Dlatego, jeśli już zdecydujesz się na taki wyjazd, to spróbuj zobaczyć jak najwięcej na własną rękę, by przekonać się, że samodzielnie dasz sobie radę. I aby następnym razem świadomie nie finansować ekonomicznego wyzysku w tych miejscach. Będziesz o krok bliżej, by podróżować odpowiedzialnie.

To już wszystko w tym odcinku. Wybaczcie, że tekst nie ma rozwinięcia, ale będzie. Już za tydzień! Tymczasem spróbuj wdrożyć w swoje życie te proste zasady – a nuż – się uda?

Czytaj część II o odpowiedzialności ekologicznej.

Czytaj część III o odpowiedzialności za siebie.

 

Więcej
Postów