4 dni w Kuala Lumpur – brzmi jak szaleństwo, a wcale tak nie jest. Stolica Malezji przywita cię chłodno (a to za sprawą rozkręconej do granic możliwości klimatyzacji), a zarazem upalnie (klimat i warstwy betonu nie pomagają).
Jadąc do KL przygotuj się na to, że jako pieszy musisz pożegnać się z jakimikolwiek prawami, że jest głośno, panuje atmosfera pośpiechu, wszędzie jeżdżą skutery, a Google Maps świruje w betonowych murach miasta.
Brzmi strasznie? A nie powinno, bo Malezja i Kuala Lumpur dostarczyły nam ogrom frajdy. Wybraliśmy wyjazd do KL trochę na zasadzie YOLO. Słyszeliśmy dużo pozytywnych rzeczy o tym mieście, a jednocześnie wydawało nam się mało ciekawe. Moglibyśmy równie dobrze spędzić ten czas na prowincji, albo na Borneo, ale tym razem celem było zwiedzenie stolicy kraju, który bardzo nas ciekawi. W przypadku Malezji podobnie jak w kwestii większości krajów regionu należy brać poprawkę na politykę. To co dostajesz jako turysta, to wersja degustacyjna, pozbawiona nieprzyjemnego gorzkiego smaku.
Lotnisko i dojazd z lotniska (Kuala Lumpur Horror Story)
Sama jestem sobie winna, że nie przeczytałam więcej informacji przed kupieniem biletów do KL. Nasz samolot wylądował dość późno (21:45) i cudem zdążyliśmy na ostatni bus do miasta. Nie mieliśmy bladego pojęcia jak dojechać metrem. Za to otrzymaliśmy bardzo precyzyjne instrukcje z hotelu jak dojechać autobusem. Na lotnisku znajdują się “budy” nazywane tutaj “kaunterami”, w których można wykupić bilet. Ważne by nie dać się nabrać “taksówkarzom”, którzy okropnie naciągają zagubionych turystów.
Wsiedliśmy do średnio zadbanego busa, w którym klimatyzacja dawała czadu, wiało prosto na nas. Efekt tego był taki, że mój partner się pochorował. Bus zawiózł nas do dworca KL Sentral, ale niestety było to chwilę przed północą i na naszych oczach zamknięto stację metra. Oznaczało to, że nie dojedziemy do hotelu wg załączonych instrukcji. Co więcej nie mieliśmy zakupionej karty SIM (spieszyliśmy się na busa), a w związku z tym zabrakło nam dostępu do internetu. Wtedy zlecieli się ONI. Byli też na lotnisku, ale tam było łatwiej się od nich opędzić. “Taksówkarze”, którzy za jedyne 50-100 RM (50-100 PLN) zawiozą cię gdzie chcesz. Nie muszę chyba mówić, że to znany kualalumpurski scam? W związku z tym odpieraliśmy ataki. Nagle naszym oczom ukazała się dwójka innych podróżników, którzy znaleźli się w analogicznej sytuacji. Mieli jednak małą przewagę – udało im się podłączyć do WiFi w Burger Kingu na chwilę przed jego zamknięciem, a także ściągnąć aplikację Grab i zamówić przewóz. I tak właśnie trafiliśmy do naszego lokum, za 5 RM (5 PLN). No i otrzymaliśmy sporo przydatnych informacji od francusko-holenderskiej brygady ratunkowej.
Wrażenia – czy ja tu zasnę?
Kuala Lumpur na pierwszy rzut oka jest brudne. Sama nazwa po malezyjsku oznacza nawet: błotniste ujście (chodzi oczywiście o to, że leży u zbiegu rzek: Gombak i Klang). Licząc przedmieścia zamieszkuje je blisko 7 milionów ludzi. I przyznaję, że widać te liczby już na pierwszy rzut oka. Miasto żyje o każdej porze.
Kiedy Grab wysadził nas pod hotelem nieco przed 1:00 w nocy pierwsze, co zobaczyłam (i prawie zwymiotowałam), to całe gromady karaluchów ukrywające się w studzienkach i śmietnikach. Bałam się wejść do hotelu, będąc przekonana, że tutaj czeka nas znowu coś strasznego. Jednak… ku mojemu zdziwieniu, hotel był cudownie czysty, a obsługa najmilsza na świecie. Zatrzymaliśmy się w trzygwiazdkowym obiekcie, który słynął z cudownego widoku na miasto. Okolica pełna była sklepów i restauracji czynnych całą dobę. Tuż przy wejściu do hotelu znajdowała się stacja metra i meczet Jamek. Ochroniarz odprowadził nas do drzwi naszego pokoju, pokazał gdzie znajduje się cudowny taras widokowy i roztoczył nad nami opiekę. To było coś… po prostu niesamowitego. On nie liczył na napiwek. Po prostu tak już tam jest.
Co warto zobaczyć?
W tym wpisie znajdziecie mapkę z przewodnikiem oraz koszty zwiedzania Kuala Lumpur z przylotem z Singapuru. Tymczasem chciałabym się skupić na najfajniejszych atrakcjach Kuala Lumpur, które możesz także zwiedzić samodzielnie nie oglądając się na moją propozycję 🙂
Listę przedstawiam w subiektywnej kolejności od najfajniejszej do najmniej ciekawej atrakcji (co jeść w Kuala Lumpur znajdziecie tu):
Kuala Lumpur Bird Park
Znajduje się w obrębie Lake Gardens to 92, czyli liczącego hektar (jeśli nie hektary) powierzchni parku. W skład ww. ogrodów wchodzą także: Park Jeleni, Motyli Orchidei i Hibiskusa. My byliśmy tylko w Parku Ptaków (największym w Azji południowo-wschodniej). Znajdziecie w nim między innymi ptaka-symbol Malezji – Hornbilla Wielkiego. Ale także całe mnóstwo innych ciekawych egzotycznych ptaków. Będąc tam nie miałam wrażenia, aby zwierzęta cierpiały czy były ograniczone. Nie mniej jednak nie znam się na potrzebach ptaków, a po drugie jako turysta widzisz tylko to co masz zobaczyć. Ze swojej strony najbardziej polecam restaurację, w której jesz w towarzystwie pięknych pierzastych przyjaciół, pragnących ukraść ci jedzenie z talerza. Znajduje się ona w obrębie ogrodu i serwują tam najpyszniejsze Nasi Lemak. Żeby zwiedzić ten obiekt w zakresie samej części z ptakami potrzeba przynajmniej 6 pełnych godzin. Można to zatem potraktować jako całodniową rozrywkę. Informacyjne, na terenie całego obszaru jeździ także specjalny busik, który rozwozi zwiedzających po różnych częściach parku.
Meczet Narodowy, Masjid Negara
To jest punkt “must see” KL! Jeden z najpiękniejszych budynków jakie widziałam. Muszę przyznać, że to było miejsce wyjątkowo sprzyjające kontemplacji i wyciszeniu się. Poza murami świątyni panował niesamowity gwar, a po przekroczeniu bram… nastąpiła nieprzenikniona cisza. Budynek oddano do użytku dopiero w 1965 roku. Sam meczet wybudowano w stylu postmodernistycznym i jego obecność w centrum miasta dokumentuje odzyskanie przez Malezję niepodległości. Nadzwyczajną cechą tego obiektu jest wyjątkowa symetria i nawiązania do koloru błękitnego.
Batu Caves – świątynie hinduistyczne
Dojechać tam jest z centrum miasta trochę wyzwaniem (możecie spędzić nawet godzinę w podróży, polecam sieć Komuter!), brakuje oznaczeń, a ludzie (zwłaszcza Malezyjczycy) niechętnie wskażą wam drogę (wiadomo, w pierwszej kolejności należy zwiedzić meczety, a nie jakieś tam hinduskie siu-bździu). Nie mniej jednak jaskinie Batu są warte trudów. Nagle na trasie pociągu prowadzącego na obrzeża miasta wyłania się ni stąd ni zowąd gigantyczna skała. Im bliżej będziecie tym widok staje się bardziej abstrakcyjny. Na totalnej płaszczyźnie wyrasta niespodziewanie ogromna góra… to właśnie to miejsce hindusi przerobili na swoje miejsce kultu. Kompleks świątynny zaczął powstawać w tym miejscu dopiero w 1920 roku i jego budowę rozpoczęto od postawienia schodów (aż 200 stopni!) prowadzących do groty. Przed wejściem znajduje się ogromny złoty pomnik dewy Brahmy – Murugana. Na terenie obiektu znajduje się także posąg i świątynka zadedykowana bogowi-małpie Hanumanowi. Wewnątrz skały jest główna kaplica i dziesiątki ołtarzy poświęconych kolejnym dewom oraz bogom, a także urocze małpki zainteresowane waszym jedzeniem.
Menara KL – wieża telewizyjna
Wieża telewizyjna w Kuala Lumpur. Wjazd na nią kosztuje ok. 80 RM czyli ok. 80 PLN, tyle samo co wjazd na Petronas Tower. Jednak to właśnie stąd widać całe miasto z legendarnymi wieżami w tle. Co więcej w Menara KL dostępne są tzw. “Sky Box”, do których aby się dostać należy odstać swoje (turyści robią sobie tam setki zdjęć), ale na miejscu jest przepięknie! Sama wieża zajmuje 7 miejsce pod względem wysokości budowli wolnostojących na świecie, a widok z niej urywa kalesony.
Sri Mahamariamman Temple
Kolejne hinduskie miejsce na mapie, ale warte odwiedzenia z uwagi na to, że jest to najstarsza hinduistyczna świątynia w mieście, a przy okazji leży w Chinatown, które jest następnym punktem na liście. Jeśli interesują was piękne, kolorowe obrzędy hindusów – koniecznie zajrzyjcie. Miejsce tętni kolorami i życiem. I można obejrzeć nietypowe z naszej perspektywy obrzędy świątynne.
Jalan Petaling – chińskie targowisko
Nie do końca polecam to miejsce z czystym sumieniem. Uważam, że tego typu miejsca, gdzie królują podróbki nie powinny w ogóle istnieć. W Chinatown jesteśmy traktowani jak chodzący portfel i oczywiście wszyscy chcą nas naciągnąć. Ja jestem chyba nad wyraz odporna na tego typu działania, bo był to kolejny targ, z którego wyszłam “bez szwanku”. Warto zajrzeć tam dla pysznego jedzenia i interesującej aury rozpościerającej się nad malezyjskim Chinatown, natomiast wspieranie rynku podróbek proponuję odpuścić.
Petronas Tower
To w zasadzie nie powinno znaleźć się na tej liście, bo nie ma absolutnie nic ciekawego w tym budynku, ani jego otoczeniu (może poza fontanną, która robi piękne show), zostawiam to jednak tutaj jako, że jest to jeden z najwyższych budynków na świecie. Można się przejść, popatrzeć jak tłum robi sobie milion zdjęć i zadumać nad tym dokąd ten świat zmierza. Chyba, że lubujecie się w sky scraperach wtedy – jak najbardziej warto! Ciekawostką o wieżach Petronas jest to, że każda z nich była budowana przez inną firmę i jedna z nich ma większe odchylenie względem założeń.
Zabytki Kuala Lumpur
Oprócz tego jest całe mnóstwo zabytków, przez które warto przejść: Meczet Jamek, Dataran i Studium Merdaka (gdzie proklamowano niepodległość Malezji), stara stacja kolejowa wybudowana w 1911 roku i wiele, wiele innych. Warto zgubić się na kualalumpurskich ulicach i pytać przechodniów o najlepsze restauracje i najciekawsze miejsca do zobaczenia. W ten sposób w ciągu tych kilku dni będziecie mieć szansę nie tylko zwiedzić najważniejsze atrakcje, ale także poczuć klimat miasta.
Co jeść? Gdzie jeść?
Tutaj odsyłam was do mojego obszernego wpisu na temat jedzenia w Malezji.
Transport w KL
Metro w Kuala Lumpur może dostarczyć nieco wrażeń. Przede wszystkim pojawiają się kontrole na wejściu do podziemi. Nie dotyczą one zwykle turystów z Europy, ale może się zdarzyć, że i was poproszą o pokazanie zawartości plecaka i przepuszczą przez bramkę. Druga trudność – sam system nie jest już tak czytelny jak ten, który opisywałam w podróży po nieodległym Singapurze. Mieliśmy też drobne problemy z zakupem biletów, ale finalnie udało nam się zrozumieć jak to wszystko działa i dojechać do planowanej stacji. Choć mimo wszystko, w KL naszym ulubionym środkiem komunikacji pozostał Grab, który jest po prostu super tanią alternatywą. Pamiętajcie tylko, żeby nie odwoływać zbyt wielu kursów, bo wtedy trudniej znajdziecie kierowcę! No i tak jak z Uberem – zamawiajcie w miejsca, w które prywatny samochód z łatwością wjedzie. Ciekawostka, w aplikacji Grab oprócz zwykłych przejazdów macie także wersję Grab Taxi albo Grab Bike… ta ostatnia opcja działa dokładnie tak, że podjeżdża człowiek na motocyklu, daje ci kask i zawozi gdzie chcesz. Ta funkcja jest szczególnie popularna w sąsiadującej na północy Tajlandii. Przeczytaj, jak zaplanować intensywny pobyt w Kuala Lumpur.
Inne wpisy o Malezji:
- Malezyjskie jedzenie i rekomendacje restauracji w Kuala Lumpur
- Koszty zwiedzania Kuala Lumpur na 4 dni
- Jak przygotować się na wyjazd do Azji południowo-wschodniej