jedzenie w malezji

Do tego kraju warto pojechać z tysiąca powodów – żeby przekonać się o życzliwości ludzi, zobaczyć kraj na styku wielu kultur (połączenie myśli południowoazjatyckiej z muzułmańską), czy pojechać na niebiańskie plaże. Jednak komuś tak rozkochanemu w jedzeniu jak ja – polecam pojechać do tego cudownego kraju, żeby się najeść. A co jeść w Malezji?

Kuchnia z Azji południowo-wschodniej jest do siebie w wielu momentach zbliżona, dominują specyficzne gulasze, sosy na bazie mleka kokosowego lub pasty curry. Często mamy do czynienia z specyficznymi w tym regionie bazami do sosów: sambal oelek, rybnymi, ostrygowymi czy sojowymi. Owoce morza przeplatają się z drobiem, wołowiną czy wieprzowiną (w zależności od regionu). Nie inaczej jest w Malezji.

Z uwagi na dominującą religię w tym kraju (Islam), nieco trudniej jest znaleźć na stołach wieprzowinę (chyba, że jesteście w dzielnicy chińskiej), a z powodu dużej liczby hindusów z wołowiną też nie jest łatwo. Jednak, pomimo tych zawirowań kuchnia malezyjska stanowi bardzo ciekawy koncept kulinarny, do tej pory mało popularny w Europie.

Stosunek jakości do ceny

Samą Malezję pokochałam od razu. Ludzie byli cudownie mili, ale nie popadali w przesadę. Miasto było przyjemne na tle tajskiego Bangkoku, ale zdecydowanie bardziej azjatyckie od Singapuru. Dodatkowo stosunek jakości do ceny był tutaj po prostu nadzwyczajnie sensowny. Czuliśmy się tutaj pi razy oko jak w Polsce.

Jedynie ceny jedzenia i transportu wzbudzały naszą podejrzliwość. Kiedy okazało się, że za równowartość 5 zł przejechaliśmy Grabem (południowoazjatycki odpowiednik Ubera) z centrum miasta do naszego hotelu okazało się, że może riggit (waluta Malezji) ma taką samą siłę wobec złotówki, ale siła nabywcza tego pieniądza jest zdecydowanie większa.

W Polsce za 5 zł nie przejedziemy taksówką czy Uberem połowy Warszawy. I chociaż, gdy spojrzycie na powierzchnię jednego i drugiego miasta to okaże się, że KL jest mniejsze od stolicy naszego kraju o połowę, to musicie mieć świadomość tego, że to nieprawda. Powierzchnia Kuala Lumpur wraz z aglomeracją jest blisko dwa razy większa od Warszawy (zobacz, jak zwiedzić Kuala Lumpur w 2 dni). Jakkolwiek na to nie spojrzeć, nie ma szans przejechać przez to Warszawę w takiej cenie. A w Malezji się da. W Polsce nie da się też zjeść obiadu złożonego z 3 dań (przystawka, główne danie, deser), za mniej niż 15 zł. A w KL nie ma rzeczy niemożliwych.

Pamiętam, że kiedy wyjeżdżaliśmy z Kuala Lumpur nasz kierowca był zbulwersowany, że jedziemy na nurkowanie do Tajlandii (zobacz, co warto zobaczyć w KL). Zapewniał nas, że Malezyjczycy mają wszystko czego nam trzeba pod dostatkiem.

Co jeść w Malezji? Porozmawiajmy o jedzeniu

W tym kraju na końcu świata znajdziecie całe mnóstwo ciekawych i jednocześnie dziwacznych dań oraz połączeń smakowych. Jeżeli macie mało czasu (ok. 3-4 dni) rekomenduję spróbować te 10 dań, które są absolutnym majstersztykiem kulinarnym Malezji. Podane ceny, jeżeli nie napisałam inaczej, dotyczą kuchni ulicznej:

Nasi Lemak

To danie narodowe, jeśli macie okazje być tylko chwile w tym kraju i zadajecie sobie pytanie “co jeść w Malezji”, to jest odpowiedź.

Kultowe i… przepyszne. W wersji streetfoodowej zjecie je za ok. 6 RM w wersji de luxe za nieco więcej, ok. 14 RM. Podstawę tego wyjątkowego posiłku stanowi ryż zawinięty w liście bananowca i w nich ugotowany. W zależności od wersji – na ulicy czy w restauracji – wygląd i skład Nasi Lemak może nieco się różnić. Uliczna to po prostu ryż, zawinięty z suszoną kałamarnicą, sosem sambal oelek i jajkiem. Natomiast model restauracyjny prezentuję na zdjęciu: jajko na twardo, ryż, suszona ośmiornica z prażonymi orzeszkami, ośmiornica w sosie sambal oelek, do tego kurczak curry (czyli Ayam Goreng) i odrobina świeżych płatków ogórka.

Na co dzień uznalibyśmy to za naprawdę dziwny miks, ale to danie smakuje naprawdę wybornie. Co ciekawe, jest to popularna potrawa śniadaniowa (w wersji ulicznej, zawinięta w liście bananowca). Mimo wszystko często je się je przez cały dzień. Danie to występuje w zróżnicowanych wariacjach także w Singapurze, południowej Tajlandii, na Brunei czy Sumatrze.

Nazwa Nasi Lemak oznacza w bardzo dalekim i nieprofesjonalnym tłumaczeniu: „bogaty ryż”, a bardziej dosłownie „tłusty” lub „kremowy”, ponieważ w procesie gotowania dodawane jest mleko kokosowe. Wyczytałam także, że suszona kałamarnica nie jest tradycyjnym dodatkiem, częściej są to suszone sardele. Nie mniej jednak, w miejscach, których byliśmy widziałam jedynie wersję z tym pierwszym dodatkiem.

Roti

To spotykany w niemalże całej Azji południowo-wschodniej rodzaj naleśnika, który może wywodzić się z kuchni indyjskiej. Cieniutki, niemalże papierowy naleśnik lub placek smażony jest na kilka sposobów – z farszem lub z posypką, może być też na sucho. Wykonuje się go z pełnoziarnistej mąki zmieszanej z wodą, bez dodatku mleka. Podaje się do niego różnego rodzaju sosy, niezależnie od farszu sosy są wytrawne o zróżnicowanej skali ostrości.

My testowaliśmy również kilka rodzajów roti i zdecydowanie nasze serduszka zdobyło roti bananowe, a także roti wytrawne serwowane w całodobowej streetfoodowej garkuchni koło naszego hotelu, polecanej przez lokalsów „FS Nasi Kandar Corner”. Palce lizać. Niekiedy znajdziecie go pod nazwą „chapati”, to bardziej indyjska lub pakistańska nazwa tego samego dania, która oznacza prawdopodobnie „chleb”. W Malezji natkniecie się najczęściej na zapis „roti canai”. Za jeden placek zapłacicie 2-5 RM.

Teh Tarik

To tutejsza odmiana popularnej herbaty podawanej z mlekiem skondensowanym, dużą ilością cukru i lodem. W Tajlandii znajdziecie ją pod nazwą Thai Tea. Sposób przyrządzenia jest z grubsza podobny, herbaty nieznacznie różnią się w smaku (inne przyprawy). Nie mniej jednak jest to wyborny dodatek do pikantnych potraw. Herbata kosztuje od 1 do 3 RM.

Teh Tarik
Teh Tarik

Mango Lassi

Obecne w całej Azji południowo-wschodniej mango lassi to kolejny wynalazek najprawdopodobniej pochodzący z Indii – mamy tu do czynienia z jogurtem ze zmiksowanym mango… i tyle. Jeśli nie piliście – spróbujcie. W dodatku jest to idealny dodatek do ostrych potraw! Kapsaicyna zawarta w papryczkach chętnie dodawanych do azjatyckich potraw rozpuszcza się w kontakcie z produktami mlecznymi. Ceny na poziomie 3-4 RM.

Mango Lassi
Mango Lassi

Char Kway Teow

… i różne jego wariacje to smażony makaron ryżowy lub sojowy z różnymi dodatkami. Występuje on w miliardach wersji, a w Europie znamy go czasami pod nazwą makaronu po singapursku lub hongkońsku. W całej Azji istnieją dziesiątki takich potraw i to oczywiście tylko jedna z jego wersji i smaków. 5-7 RM.

Curry Laksa

To zupa na bazie mleka kokosowego, ale zdecydowanie inna niż tajskie tom kha khai. Jest bardziej wyrazista, zawiera zazwyczaj dwa rodzaje makaronu i nie jestem w stanie podać jaki jest skład przypraw. Znajdziecie wersje z tofu i z krewetkami, można poprosić o zrobienie wersji bez krewetek, jeśli ich nie lubicie. 5-6 RM.

Nasi Ayam

Inaczej kurczak z ryżem. Znów jedno z bardziej klasycznych i standardowych dań. Prosta potrwa, kurczak pieczony, grillowany albo gotowany na parze, a ryż w wodze z rosołem z tegoż kurczaka. Bajka w smaku. Poezja. 5-6 RM.

Satay

Czyli grillowane kawałki zazwyczaj kurczaka, pieczone w różnych przyprawach, które je się na patyku, niczym szaszłyki maczając w wybornych sosach. Można znaleźć także sataye z wołowiny i baraniny. Podobnie cena w zależności od ilości od 2 do 6 RM.

Satay
Satay

Tau Fah

Klasyczny deser występujący w różnych zakątkach Azji południowo-wschodniej. Przyrządza się go z tofu z wyraźnym syropem imbirowym lub dowolnym innym, odcinającym się od galaretowatej masy. Do samej potrawy dodaje się proszku agar-agar, jest to substancja żelująca na roślinnej bazie, więc idealna do kuchni wege! Jedliśmy to w Jalan Petaling, który jest odpowiednikiem malezyjskiego Chinatown, więc można domniemywać, że potrawa pochodzi z kuchni chińskiej. Jak widzicie na zdjęciu są różnorodne opcje dodatków, my poszliśmy w „set 4” i było absolutnie przepysznie. Cena 3-6 RM.

Wantan Mee

Kolejna wariacja na temat makaronu lub ryżu, tym razem z grillowanymi kawałkami mięsa. Znowu, dowolnie od drobiu przez wieprzowinę po wołowinę. Pychota. Około 6-8 RM.

Wantan Mee
Wantan Mee

Oczywiście tych potraw godnych polecenia jest znacznie więcej, np. Nasi Goreng, Nasi Goreng Ayam, Rojak, Ais Kaciang, Asam Laksa i… miliony innych, których nie mieliśmy okazji spróbować. Wielu nazw potraw, których próbowaliśmy niestety nie udało mi się zapamiętać. Tak to jest, kiedy nie spodziewasz się, że będziesz pisać bloga o korycie w Malezji.

Czy jest bezpiecznie – zdrowie, higiena

Jak pewnie wielu z Was wie, Polska to kraj wyjątkowy pod kątem higieny żywnościowej. Wysokie wymagania dotyczące sterylności kuchni znajdziecie w części kuchni europejskich. Ale na przykład nie w Wielkiej Brytanii. Dlaczego? Ano dlatego, że wiele spośród street foodów w Zjednoczonym Królestwie założonych zostało przez obywateli państw skolonizowanych. Podobnie jak opisywany wcześniej Singapur, tak i Malezja znajdowała się swego czasu w koronie brytyjskiej.

W Azji południowo-wschodniej nie ma tak wyśrubowanych wymagań co do higieny przyrządzania posiłków (poza Singapurem, gdzie faktycznie istnieje system licencyjny, występuje ocena stanowisk Hawker Centers oraz kary finansowe za nieprzestrzeganie przepisów). Nie mniej jednak Malezyjczycy nie są żadnymi brudasami i zależy im na tym, by klienci wracali do nich na obiady, a nie czuli się po nich chorzy.

W dodatku pamiętajcie, że wszystko co przygotowywane jest w Azji robione jest zwykle na waszych oczach, w super wysokiej temperaturze, która zabija bakterie w trymiga. Przemiał ludzi jest tak duży, że nie ma praktycznie żadnych szans na to, by produkty były przeterminowane. Dlatego moim zdaniem nie ma żadnych obaw przed jedzeniem w takich miejscach. Pamiętajcie jednak o prewencji żywieniowej, którą przygotowałam dla Was w notce: jak przygotować się na wyjazd do Azji południowo-wschodniej. Znajdziecie tam cenne porady dotyczące zdrowia w podróży.

Kuala Lumpur. Jestem – gdzie zjeść?

Jeżeli otaczają cię wysokie budynki, ulice są brudne, wokół ludzie mówią w niezrozumiałej mowie, jest parno, duszno, w nocy po ulicy chodzą karaluchy, a wszędzie jest pełno skuterów to na 90% znajdujesz się w jednym z większych miast Azji południowo-wschodniej. Jeżeli dodatkowo kobiety ubrane są w tradycyjne muzułmańskie stroje, a o poranku do Twojego okna hotelowego dobiegają śpiewy z jednego z meczetów to zwiększa się szansa na to, że właśnie jesteś w Kuala Lumpur.

Każde miejsce, które tutaj odwiedziliśmy cechowało się naprawdę pyszną kuchnią. W swoich wyborach korzystaliśmy w dużej mierze z Trip Advisora, chociaż właściwie niezbyt mu ufaliśmy. Nie tylko dlatego, że zwykle restauracje mają opinie wystawiane przez podstawionych klientów, ale też dlatego, że wystawiają je turyści. Szukaliśmy więc miejsc, w których żywią się lokalsi na co dzień.

Lista polecanych lokali:

  1. KL Bird Park – nasza pierwsza styczność z malezyjską kuchnią nastąpiła w niezwykłym i egzotycznym miejscu. Ptasi park w Kuala Lumpur to miejsce niezwykłe. Wejście tam nie było bardzo drogie (szczegółowy plan z wyliczeniami znajdziecie w osobnej notce), a na miejscu można było oglądać mnóstwo ciekawych okazów ptaków. Znajdowała się tam także restauracja, w której można było jeść w towarzystwie ptasich podjadaczy (serio zwierzęta próbowały wyjadać jedzenie z talerza!). Do walki z ptakami obsługa podaje spryskiwacze z wodą. Nas jednak fascynowała ta wspólna ludzko-ptasia, kulinarna podróż. Właśnie tutaj próbowałam swojego pierwszego Nasi Lemak i było… OMG! Doskonałe!
  2. FS Nasi Kandar Corner – streetfoodowa, całodobowa i najlepsza. Trafiliśmy w to miejsce przypadkiem, wykończeni po 1,5 godzinnym czekaniu na swoją kolej na wieży telewizyjnej. Naszą obsługą zajął się Alom, pochodzący z Bangladeszu chłopak robił wszystko by oczarować nas malezyjską kuchnią i co chwila przynosił nam do spróbowania nowe rzeczy. W Europie za cały stół jedzenia zapłacilibyśmy… nawet nie chcę myśleć ile. Tutaj zapłaciliśmy ok. 20 zł za jedzenie składające się z 6 posiłków. Do tego dochodziły napoje, które podwyższają tę kwotę o kolejne 10 zł. Zgódźmy się, że 30 RM (30 zł) za 6 posiłków i 4 napoje to niewiele? Knajpkę znajdziecie na ulicy Jalan Melaka 7 w Kuala Lumpur. Pytajcie o Aloma, to on stoi za Trip Advisorowym hitem tego miejsca. I przedstawicielom tego miejsca naprawdę zależy. Największym jednak plusem jest to, że o każdej porze dnia czy nocy (byliśmy tam chwile przed północą i wcześnie rano) miejsce jest pełne Malezyjczyków, którzy tak jak wy doceniają to miejsce za smak!
  3. Madame Kwan’s – tę restaurację znajdziecie w przylegającym do Petronas Tower centrum handlowym Suria. Warto tam zajść będąc w okolicy. Choć jest to sieciówka podają naprawdę niesamowite Nasi Lemak i pyszny smażony ryż. Ceny są ewidentnie turystyczne, a obsługa daje ciała, ale poza tym miejsce ma naprawdę dobre jedzenie i można je zobaczyć w najbardziej tradycyjnych odsłonach. Nie pomylcie go tylko z kawiarnią, Miss Kwan’s 😊 Tam zjecie wyborne desery!

Dobra rada

Pytajcie Malezyjczyków, gdzie jeść. Jeżeli wybieracie się na zwiedzanie jakichś atrakcji to wiadomo, że nie będziecie mieli okazji zajść na pyszne Tau Fah do Chinatown, ale zawsze macie szansę znaleźć przynajmniej jedno fajne miejsce, które ugości Was cudowną atmosferą i wspaniałymi smakami. My przykładowo poznaliśmy właśnie wspaniałą restaurację z tym chińskim deserem właśnie dlatego, że zapytaliśmy chińczyka handlującego dywanami o jakieś polecenie. Pomimo tego, że nie znał angielskiego, zrozumiał o co nam chodzi i zaprowadził nas w miejsce zdominowane przez jego rodaków. Palce lizać! Zapraszam wszystkich na kulinarno-kulturalną podróż do Malezji.

A i tego nie jedzcie:

Wpisy o Malezji, które mogą cię zainteresować:

 

Więcej
Postów