Kraków

Jak to mawiają, szewc bez butów chodzi. I tak było też u mnie. Pochodzę z rodziny, która nigdy nie trzymała mnie pod kloszem, w zamknięciu. Zawsze miałam dużo swobody i wolności. I korzystałam z tego – jeżdżąc jako nastolatka na stopa po Europie, opływając Bałtyk, Adriatyk na jachcie, odwiedzając zagraniczne festiwale i imprezy. Nigdy jednak nie zobaczyłam Krakowa. 

Kiedy moja znajomość Polski zaczynała zamieniać się wśród znajomych w żart, obiecałam sobie, że w końcu muszę pojechać do dawnej stolicy Polski. I choć nie wierzę w postanowienia noworoczne, to tym razem nie było odwrotu. Wiedziałam, że pojadę tam w majówkę i co więcej, wiedziałam, że będzie zajebiście! Kraków to było coś więcej niż cel, to było jak prawdziwe wyzwanie!

Offroadowy Kraków

Znajomi, których przy okazji odwiedziliśmy w Krakowie to miłośnicy offroadu. W naszych planach pojawiały się pomysły uderzenia na Pustynię Błędowską, czy pojechanie do rezerwatu ciemnego nieba, ale finalnie skupiliśmy się na tym, bym mogła poczuć klimat Krakowa. Anita, Błażej – wywiązaliście się z zadania na piątkę z plusem 🙂

Nie tylko klasyki krakowskie

Nasze zwiedzanie nie mogło więc zacząć się inaczej, niż od zobaczenia Wawelu. W końcu to byłoby turbo słabe, być w Krakowie i nie zobaczyć tego miejsca. Nie mniej jednak, jak część z Was może już wiedzieć, nie jestem fanką zaglądania pod każdy stary kamień. Bardziej interesują mnie ludzi, tradycje i zwyczaje, a także ciekawostki, takie jak ten oto budynek, z podobno najdroższym balkonem w całym mieście. 

Balkon z widokiem na Wawel
Balkon z widokiem na Wawel

Ku mojej radości na zionięcie smoka było zbyt wietrznie, dlatego udaliśmy się dalej unikając ogromnych tłumów i stoisk z chińszczyzną. Skierowaliśmy się w stronę Podgórza, a konkretnie najpiękniejszego krakowskiego kościoła im. Świętego Józefa. Nie jest to może najstarsza świątynia w Krakowie (wybudowano ją na początku XX wieku), ale mnie urzekła swoją architekturą. Możliwe, że dlatego, iż jego wieża wygląda jak włoskie lody?

Kościół św. Jóżefa w Krakowie
Kościół św. Jóżefa w Krakowie

Kazimierz

W dzisiejszych czasach pojechać do Krakowa i nie zobaczyć Kazimierza to skandal jakiś. Zatrzymaliśmy się na kilka minut, lemoniadę i piwo w knajpie Artefakt Cafe, silnie rekomendowanej przez Krakusów. Siedząc tam widzieliśmy chasydów zmierzających najprawdopodobniej z lub do synagogi. Później w ogródku foodtrackowym rzuciliśmy się na wegańskie hot dogi w tempurze (Tempura Truck na tyłach Starej Synagogi). I na koniec zanurzyliśmy się w urokliwe uliczki dawnego Kazimierza, cofając do czasów, kiedy tętniło ono życiem we własnym rytmie. 

Dużo kościołów

Później wylądowaliśmy na ulicy, przy której było aż 5 kościołów, a jej zwieńczeniem był rynek, na którym stoi świątynna perła Krakowa, czyli Bazylika Mariacka. Nie wiem, co podobało mi się bardziej – atmosfera rynku, sukiennice, czy sam kościół, a może boczne uliczki i jedne z najlepszych lodów jakie zjadłam?

Ulica pełna Kościołów
Ulica pełna Kościołów

A, ważne – wieża Mariacka, zwana hejnalicą też wygląda jak lody włoskie. I tak, zupełnym przypadkiem trafiliśmy na hejnał. 

Też ważne – hejnał nie urywa się nagle, dlatego, że ktoś trębacza postrzelił (jak głosi legenda był to najazd tatarski), a dlatego, że tak ten utwór skomponowano – tylko tyle i aż tyle. 

Bazylika Mariacka
Bazylika Mariacka

Oczywiście będąc w Krakowie nie wypada pominąć gmachu głównego Uniwersytetu Jagiellońskiego, ani nadwiślanych bulwarów (zwłaszcza przy zachodzie słońca). Warto też podziwiać zabytki PRL-u po przeciwnej stronie Wawelu. 

Gmach Uniwersytetu Jagiellońskiego
Gmach Uniwersytetu Jagiellońskiego

Prawdziwy Kraków na Starym Kleparzu

O Krakusach mówi się jak o nas, Poznaniakach, że są centusiami. Jednak bazary i handel to coś, czym miasto żyje! Fantastyczną lokalizacją jest Stary Kleparz. My wylądowaliśmy w tym miejscu z osobą, która znała każdy zakamarek tego magicznego targowiska i co drugiego sprzedawcę. Od magicznych czajniczków, przez pyszne sery i wybór warzyw – od wyboru do koloru. Czysta magia. Podglądanie interesów ze sprzedawcami, możliwość wypróbowania różnych smakołyków i na koniec – targowanie się, to coś czego ciężko doświadczyć we współczesnym świecie, pełnym marketów i samoobsługowych kas. Wiele mówi się o okolicznych zapiekankach, ale umówmy się, że było na to trochę za ciepło. 

Kopiec Krakusa

Kiedy dowiedzieliśmy się, że jest z niego znacznie lepszy widok na Kraków niż z Kopca Kościuszki – wybór mógł być tylko jeden. Co ciekawe, do dzisiaj nie wiadomo zupełnie, kto był twórcą i jakie jest przeznaczenie kopca. Kiedy przybyliśmy na miejsce wiatr wiał tak mocno, że zrywało nam czapki z głów, dosłownie!

Tajemniczy Kopiec Krakusa
Tajemniczy Kopiec Krakusa
Widok z Kopca Kraka
Widok z Kopca Kraka

I tutaj właśnie złapała mnie chrapka na nietuzinkowe widoki i zapytałam tych moich offroadowych znajomych, co by było gdybyśmy zobaczyli mniej “wygładzone” strony Krakowa? 

Tajemniczy Kopiec Krakusa
Wiało na Kopcu!

Zakrzówek i Tyniec

Może to już nie Kraków, ale było cudownie. Zakrzówek to mi się w ogóle marzy, żeby w nim ponurkować. Dawniej był to kamieniołom wapienia, w którym pracował między innymi Karol Wojtyła w czasie II Wojny Światowej. Błędnie podaje się, że nazwa pochodzi od Mistrza Twardowskiego, który rzekomo w okolicy miał prowadzić swoje magiczne praktyki. Dzisiaj na dnie zalewu znaleźć można różne przedmioty, które “uatrakcyjnili” nurkowie z okolicznego klubu. Stan ten potrwa jednak tylko do lipca 2019, kiedy zalew i okolice mają zostać udostępnione mieszkańcom, a co za tym idzie: doprowadzone do porządku. 

Zakrzówek
Zakrzówek

A teraz zupełnie inna historia. Klasztor Benedyktynów w Tyńcu, który wyrasta nad brzegiem Wisły, to prawdziwa perełka, zwłaszcza, że można w jego okolicy nieźle pooffroadować. Jest to najstarsze opactwo w calutkiej Polsce, swoją historią sięga XI wieku. Oprócz samochodu można do Tyńca dopłynąć także tramwajem rzecznym z Krakowa, ale ten podobno ostatnio nie działa. 

I na koniec: gdzie zjeść w Krakowie

Dwie miejscówki knajpiano-foodtruckowe już wam wskazałam w tekście, ale jeśli chcecie udać się na pełnoprawny obiad i wyśmienite (i wg rankingów najlepsze) krakowskie śniadanie, to:

Śniadanie w Handelku

Handelek to miejsce wyjątkowe. Ideą Handelka jest przywrócenie dawnych tradycji śniadaniowych Krakowa, sięgających połowy XIX wieku, kiedy to Antoni Hawełka otworzył swoją restaurację pełną pysznych kanapek! Historia tego i podobnych mu miejsc kończy się brutalnie wraz z wybuchem II Wojny Światowej. Wiedząc o istnieniu tego miejsca nie mogliśmy odpuścić. W lokalu rzuciliśmy się na rekomendowany zestaw krakowskiego śniadania. Mieliśmy do wyboru jajecznicę, kanapkę z wybranym dodatkiem (ja miałam jedną z wegetariańskich past) i warzywa oraz napój (KAKAO!). Potem popijaliśmy sokami tłoczonymi na zimno. Niebo, bajka, poezja. Podobno w Handelku wszystko lubi znikać szybko, dlatego chcąc skorzystać z uroków tego miejsca warto przybyć w miarę w śniadaniowej porze. 

Popołudnie/wieczór w Hamsie

Hamsa to natomiast tradycyjna i nowoczesna zarazem restauracja w centrum Kazimierza. Wita nas hasłem “Make hummus not war”. Nazwa lokalu pochodzi od tzw. Dłoni Fatimy, amuletu popularnego przede wszystkim na Bliskim Wschodzie. Symbol ten łączy 3 religie: Chrześcijaństwo, Islam oraz Judaizm i podobno przynosi szczęście. Jedzenie jest wyjątkowe i przywodzi na myśl wspomnienia z bliskowschodnich wojaży. Zjecie tam zarówno baba ghanoush jak i pyszne falafele, czy sałatkę z owocami granatu i niebotycznie wielkie szaszłyki. Kraków oferuje naprawdę wspaniałe miejsca z jedzeniem.

Tu przeczytacie ile kosztował wypad do Krakowa! 🙂

Zobacz moje relacje z innych polskich miast:

 

Więcej
Postów