Karkonosze

Nie ukrywam, że w listopadzie 2020 roku miałam być gdzie indziej – odkrywać piękno Afryki lub Ameryki Południowej. Pech jednak chciał, że stało się, to co się stało, a ja zostałam w Polsce. Wybór jesiennego anturażu padł na Dolny Śląsk, a konkretnie Sudety: Karkonosze i Izery. Udało mi się trafić na wspaniałą pogodę, a co ważniejsze na trasę, którą bez problemu pokonują ludzie słabej kondycji, rodzice z dziećmi w wózku, oraz emeryci XD.

Karkonosze? A proszę! Nie jestem specjalnie górską osobą, więc całe to wędrowanie było dla mnie dość nową rzeczą. Natomiast uzbrojona w przejrzyste i czytelne instrukcje od Karoliny, która prowadzi bloga AgrafkaGeografka.pl ruszyłam na podbój tych nienajwiększych, ale całkiem romantycznych polskich gór.

Nie wiem, co mówią specjaliści od trekkingu na temat wędrowania po górach, czytałam, że najpierw należy się rozchodzić po mniejszych szlakach, a dopiero później atakować najwyższe punkty. Ja zawsze robię wszystko wspak, więc tym razem nie było inaczej.

Dokładnie w dniu przyjazdu do Szklarskiej Poręby dowiedziałam się, że wyciąg na Szrenicę jest zamknięty (konserwacja), co oznaczało, że zamiast prostego wjechania na górę, czeka mnie mozolne wchodzenie na szczyt. I w sumie dobrze się stało, bo okazało się, że z moją kondycją nie jest jeszcze tak źle! A jako, że widziałam tatusiów i mamusie pchających wózki pod górę, to… wiecie, to jest trasa dobra dla rodzin z dziećmi. Oczywiście nie cała, bo potem zrobiło się mniej przyjaźnie. 

Plan wyprawy w Karkonosze

Trasa: Szklarska Poręba – Wodospad Kamieńczyka – Hala Szrenicka – Szrenica – Łabski Szczyt – Śnieżne Kotły – Schronisko pod Łabskim Szczytem – Szklarska Poręba. Do zrobienia w 5-6 godzin.

A, jeśli jesteście tak samo niedoświadczeni jak ja, to powiem Wam, że kolor szlaku nie oznacza jego trudności. To wyjaśnienie kolorów szlaków:

  • czerwony – to główny szlak, prowadzi w najciekawsze miejsca i krajobrazy
  • niebieski – droga dalekobieżna, długa, niekoniecznie wymagająca trasa
  • zielony – najkrótsza trasa do charakterystycznych miejsc regionu lub krótki szlak połączony z innymi
  • żółty – krótka droga dojściowa (szlak łącznikowy)
  • czarny – krótka trasa dojściowa, nie można tam dotrzeć inną trasą

Oznaczenia te obowiązują we wszystkich łańcuchach i pasmach górskich w Polsce. 

Ze Szklarskiej Poręby do Huty

W Szklarskiej Porębie zatrzymałam się w Willi Annie, to dawna leśniczówka, dość mocno oddalona od miasta i schowana w środku lasu. Niestety, fakt bycia na uboczu powodował, że wędrówki zawsze były “ciut dłuższe”. Z Willi Anny schodzimy zatem czarnym szlakiem, mijając po drodze XIX-wieczne zabudowania Szklarskiej Poręby i Białą Dolinę – jedną z mniej zaludnionych części miasta. Kiedy naszym oczom ukaże się dawna huta, to znak, że już wkrótce rozpoczniemy pierwszą część wspinaczki – do Wodospadu Kamieńczyka.

Do Wodospadu Kamieńczyka, czyli tam gdzie kręcono Opowieści z Narnii

Zmieniamy szlak z czarnego na czerwony. Czeka nas tutaj dość strome podejście pod górę w stronę wodospadu, idziemy tak około 200 metrów. Pocieszające w tym jest to, że to w zasadzie najtrudniejszy etap trasy wspinaczkowej. Później będzie już tylko łatwiej! Kondycja jest taka sobie, więc zatrzymujemy się kilka razy na złapanie oddechu. Przed wodospadem znajduje się “budka”, w której kupimy bilet wstępu (8 PLN) i otrzymamy specjalny kask ochronny (w cenie biletu). To drugi najwyższy wodospad w Polsce i pierwszy po polskiej stronie Karkonoszy (27 metrów). I musicie wiedzieć, tony spadającej tam wody robią niesamowite wrażenie! A huk momentami aż dudni i ogłusza. 

Wodospad Kamieńczyka Opowieści z Narnii Karkonosze Szklarska Poręba
Wodospad Kamieńczyka
Wodospad Kamieńczyk kask Karkonosze
Wodospad Kamieńczyka

Co ciekawe za kaskadą spadającej wody kryje się wykuta przez Walończyków jama, w której wydobywano ametysty. Nagrywano tutaj także jedną ze scen Opowieści z Narnii: Książę Kaspian. O, właśnie tę. 

Opowieści z Narnii: Książę Kaspian i Wodospad Kamieńczyka

Po wyjściu z terenu wodospadu, można udać się do schroniska Kamieńczyk i napić się kawy lub herbaty. My wybieramy opcję woda z własnej butelki wielorazowego użytku i jemy czekoladę patrząc na wodospad z górnej platformy – gdzie jest to już bezpłatne, acz widok nie robi aż takiego wrażenia jak z dołu. 

Rozkoszujemy się przyrodą i ruszamy dalej w stronę Hali Szrenickiej. Pamiętamy, żeby wykupić online bilet do Karkonoskiego Parku Narodowego. Bez niego w przypadku spotkania straży, można dostać mandat! 

Bilety w dobie pandemii kupujemy online, pomimo iż w budce ktoś czeka. Normalny bilet na 1 dzień kosztuje 8 PLN, ulgowy 4 PLN, a na 3 dni odpowiednio 20 i 10 PLN. 

I siup, od Hali Szrenickiej

Kolejny etap wspinaczki to wybrukowana dość wygodnie trasa do Hali Szrenickiej. Idziemy dalej czerwonym szlakiem. Fakt, że droga jest wyłożona kostką jest znakomitym pomysłem jesienią, latem i wiosną, ale zimą musi tu dochodzić do scen iście dantejskich. 

Okolica jest ładna, wokół rosną wysokie sosny i świerki. Żywego ducha, poza innymi spacerującymi. Na tym odcinku trasy bijemy jakieś rekordy prędkości, więc tuż przed halą opadamy z sił. Do schroniska wleczemy się niczym zombie. Widzimy ludzi siedzących na murawie i szlag nas trafia. Nie niszczymy górskiej murawy. Jeżeli jest zakaz siadania, to nie siadamy. 

Hala Szrenicka
Hala Szrenicka

Pyk, po krótkim resecie, spotkaniu ze znajomą z Poznania, lecimy dalej, do szczytu zostało jakieś 15-20 minut. Wybieramy ostre podejście i widząc już migoczące w oddali schronisko myślimy już tylko o kanapkach zrobionych na drogę. 

Widok na Halę Szrenicką
Widok na Halę Szrenicką

Droga na szczyt Szrenicy

Choć Karkonosze to najwyższe pasmo Sudetów to Szrenica (1361 m n.p.m.) wcale najwyższą górą nie jest. Jest nią natomiast Śnieżka (1603 m n.p.m.), do której można podejść z pobliskiego Karpacza. My jednak zdobywamy ten nienajwyższy (27. w kolejności wg wysokości Karkonoszy) i nieszczególnie wymagający szczyt z nieskrywaną dumą, chwilę później pałaszując kanapki z serem i pomidorem, zagryzając białą czekoladą z chrupkami i pijąc wodę. 

Chcieliśmy wejść do schroniska, jednakże trudności pandemiczne, a także wyzwania przed jakimi w tych nowych warunkach stanęła obsługa lokalu nas zniechęciły. Także wcinamy kanapki i zastanawiamy się, czy widoczny w oddali budynek to stacja przekaźnikowa nad Śnieżnymi Kotłami i czy my, niespecjalnie wysportowani damy radę tam dojść?

Otuchy zdecydowanie dodaje nam alpejski mikroklimat występujący w rejonie Szrenicy – decydujemy, że idziemy! Fun fact: To najdalej na północ wysunięte miejsce na ziemi z mikroklimatem alpejskim. 

W normalnych okolicznościach wjechalibyśmy na Szrenicę i dalej spacerowali, oszczędzając jakieś 1,5-2 godziny. Niestety, kolejka obsługiwana przez Ski Arena Szrenica była zamknięta konserwacyjnie przed sezonem zimowym. 

Przyglądamy się mapie turystycznej, oznaczeniom na czerwonym szlaku i decydujemy, że ruszamy w stronę Łabskiego Szczytu i Śnieżnych Kotłów. Ale piękne te Karkonosze!

Na Łabski Szczyt!

Ruszamy tzw. Śląskim Grzbietem w stronę migoczącego na horyzoncie, spiczastego szczytu. To czwarty szczyt polskich Karkonoszy i siódmy w ogóle (1471 m n.p.m.). To właśnie tutaj znajdujemy się raz w Czechach raz w Polsce – można to więc zaliczyć jako wyjazd zagraniczny, nawet! Spacer jest bardzo łatwy, pod górkę nie ma zbyt wiele, w zasadzie dopiero ostatnie 50 metrów przed Łabskim Szczytem jest nieco bardziej wymagające, ale nieprzesadnie. 

łabski szczyt
Łabski Szczyt
granica czesko polska na czerwonym szlaku w Karkonoszach
Polska to czy to Czechy?

Na sam wierzchołek nie wchodzimy, bo wszędzie są karteczki, żeby nie wchodzić. Pozostali ignorują zakazy. My jednak patrzymy na to jak pięknie wyglądają czeskie Karkonosze otulone chmurkami i decydujemy, że nie musimy łamać przepisów, by się nasycić tymi obrazkami. 

Zobaczyć Śnieżne Kotły i umrzeć… z zachwytu

Czerwony Szlak do Śnieżnych Kotłów
Czerwony Szlak do Śnieżnych Kotłów

Dalej czerwonym szlakiem kierujemy się w stronę stacji przekaźnikowej na Śnieżnych Kotłach. Kocioł to miejsce, w którym, jeśli piszącej te słowa dobrze udało się zrozumieć geologów, miejsce powstałe w wyniku pracy lodowca górskiego i jego działania erozyjnego. W skrócie, taka wielka “przerwa” w skale, że wygląda jakby ktoś coś wyjął, ale wcale tak nie było. 

Śnieżne Kotły stacja przekaźnikowa
Stacja przekaźnikowa na Śnieżnych Kotłach

Idziemy szlakiem w stronę Wielkiego Szyszaka, żeby nabrać nieco perspektywy Śnieżnych Kotłów i zobaczyć ich majestat. Jeśli ten widok was nie przytłoczy i nie zachwyci jednocześnie – to coś jest z wami nie tak. Ja stoję i patrzę jak wryta. Szkoda tylko, że jest tak zimno. 

Słońce zaczyna już powoli chować się za kołderką z chmur, decydujemy o powrocie do Szklarskiej Poręby żółtym szlakiem, czyli tzw. Starą Drogą, bez podchodzenia na Wielki Szyszak. Wystarczą nam te piękne, majestatyczne Śnieżne Kotły z błyszczącymi z oddali Śnieżnymi Stawkami (tam kiedyś też pójdziemy!). Uwaga, osobiście uważam, że ten odcinek nie nadaje się do spaceru z wózkiem. Lepiej wrócić tą samą drogą. 

Schronisko pod Łabskim Szczytem

Stara droga nie bez powodu tak się nazywa. Zejście jest mianowicie trochę bardziej skomplikowane niż trasa na Szrenicę. Nie mniej, jak chcesz poczytać o tym, jak się nią wchodzi, to zapraszam raz jeszcze do Karoliny, która fajnie opisała wejście na Wielki Szyszak żółtym szlakiem. Niektóre kamyczki pod stopami się turlają, trzeba uważać na to, by nie skręcić kostki. 

W oddali wyłania się już Schronisko, a nad nami wznoszą się coraz większe i większe szczyty Karkonoszy: Szrenica i Łabski Szczyt. Mimo iż odcinek ze Śnieżnych Kotłów do schroniska nie jest długi, to dopada nas dziwne zmęczenie. Zjadamy ostatnie rządki czekolady i ruszamy w stronę Kukułczych Skał i Szklarskiej Poręby.

Zielonym czy Żółtym do Szklarskiej?

Dogania nas zmrok. Mijamy jeszcze Kukułcze Skały w ostatnich promieniach słońca, a później na szlaku pojawia się rozwidlenie – zielony, wyglądający leniwie, jak trasa dla samochodów i żółty, kamienisty, gdzie rośnie gęsty bór sosnowy ograniczający widoczność oraz robią się małe kaskady spadającej wody. 

Żółty wydaje się spoko. I choć przemakają nam delikatnie buty, to łapiemy odrobinę adrenaliny schodząc w ciemności, z latarkami – “starą drogą”. Wychodzimy tuż koło Muzeum Mineralogicznego. Jesteśmy w mieście, voila! Przetrwaliśmy tę szaloną przygodę!

Dane techniczne (co zabrać):

  • Telefon z aplikacjami: Pomoc i Mapa Turystyczna,
  • Czołówkę,
  • Jedzenie: wodę, czekoladę lub batony proteinowe, kanapki,
  • Apteczkę,
  • Buty trekkingowe,
  • Kijki na pewno nie zaszkodzą,
  • Odpowiednie ubranie dopasowane do pogody.

Jeśli 5-6 godzin to dla ciebie za wiele to spróbuj wejść na Wysoki Kamień w Górach Izerskich, też ze Szklarskiej Poręby!

Co jeszcze warto zobaczyć na Dolnym Śląsku?
 

Więcej
Postów